(+18)
Kończyłam sprzątać stanowisko pracy. Wszystko było starannie ułożone jak przed rozpoczęciem imprezy. Każdy naokoło świetnie wie, że nie rzucę czegokolwiek, jeżeli tego dokładnie nie zrobię. Taka natura. Mniejsza z tym. Zdjęłam muchę. Z ulgą rozpięłam górny guzik koszuli. W klubie pozostała wyłącznie garstka najbardziej trzeźwych (bądź tych o mocniejszej głowie) osób. Pomału rozchodzili się. Organizator imprezy podziękował nam za pracę. Bardzo rzadko spotykałam się z takim gestem. Wyjęłam telefon, sprawdzając godzinę. 2.20. Wbrew pozorom, całkiem szybko udało się ogarnąć bar. Przeoczyłam fakt migającego światełka komórki… Dostałam sms’a. Myślałam, że napisała Roksana. Na szczęście autorką była mama. Pytała, dlaczego nie ma mnie w domu. Faktycznie nic jej nie mówiłam, że wybieram się do pracy. Oznajmiła mi także o swoim dwu dniowym pobycie na wsi. Streściłam jej krótko całą sytuację. Wsunęłam z powrotem telefon do kieszeni. Szybki rzut oka, czy wszystko w porządku. Klucze wzięte, komórkę mam, stoły ogarnięte i całe szkło wypucowane na błysk. Pożegnałam się machnięciem ręki z Wojtkiem, który jeszcze coś majstrował na zapleczu. Poprawiłam kołnierzyk koszuli. Nie specjalnie chciało mi się przebierać „na cywila”. Nie o tej godzinie. Wystarczyło chwycić za klamkę i przekroczyć próg klubu… Anka stała najspokojniej w świecie, zapalając fajkę. Myślałam, że była w takim stanie, iż zapomniała lub wzięła na żarty, naszą rozmowę przy barze. Byłam w błędzie. Szczerze powiedziawszy, w świetle padającym z ulicznej latarni wyglądała, jak ekskluzywna (ładnie mówiąc) pani lekkich obyczajów. Nie mniej jednak nie mówię, że źle. Całkiem przyjemny widok.
- Widzę, że skończyłaś pracę – oznajmiła , powoli się zbliżając. Miała naprawdę wspaniałą figurę. Całkiem szczupłe nogi, w czerwonych szpilkach, szerokie biodra i proporcjonalne do nich ramiona (nie wspominając już o nieziemskim biuście). Podeszła blisko… Delikatnie oparła dłoń na moim ramieniu. Lekko zsuwała ją wzdłuż szelek, łapiąc za spodnie tuż przy ich zapięciu. Wiedziałam czego chce. Jednak patrzyłam na to wszystko z lekkim niedowierzaniem i dystansem. Spoglądałam raz na nią przygryzającą wargę, a raz na jej dłoń, zjeżdżającą bez żadnych ograniczeń. Chwyciłam ją tuż przy talii, mocno dociskając do siebie. Chciała mnie pocałować. Coś mnie jednak podkusiło, by nie pozwolić jej tego zrobić. Jedynie lekko dotknęła ustami mojej szyi. To ją kręciło. Widać jak sam fakt niedostępności (w przeciwieństwie do niej) pozytywnie działał.
- Chodźmy do mnie – szepnęłam. Nie wymagałam potwierdzenia. Widok jej błyszczących z zaciekawienia oczu, w zupełności mi wystarczał. Szła równo, krok w krok, trzymając mnie pod rękę. Całą drogę nawijała, jak dobrze się bawiła. Jakoś szczególnie mnie to nie obchodziło. Milczałam, od czasu do czasu potakując. Dobrze wiedziałam, czego od niej oczekuję. Ona zapewne też. Nie było to z resztą żadną tajemnicą. Nie mniej jednak miałam (może mylne) wrażenie, że pomału trzeźwiała. Tak, pamiętam swoją zasadę "nie bierz się za trzeźwe, bo one więcej pamiętają”. Pieprzyć zasadę. Widok Roksany i jej cudownego (zapewne następnego) „znajomego”, jest wystarczającym wytłumaczeniem, dlaczego tak, a nie inaczej myślę. Zresztą, czy ona ma coś wspólnego z moim dotychczasowym zachowaniem? Robię to, co robiłam. Dobrze mi z tym.
Byłyśmy pod klatką. Usilnie cały czas próbowała mnie pocałować. Nie chciało mi się przyprowadzać jej do porządku. Lekkie cmoknięcie w usta zaspokoiło chwilowy zapał. Otworzyłam drzwi. Wchodziłyśmy po schodach. Stąpałam tuż za nią, by móc napawać się jak najdłużej jej konkretnym, seksownym tyłkiem, którym niebanalnie kręciła. Fascynował mnie każdy, najdrobniejszy ruch bioder. Na sam widok przez głowę przetaczała się tona fantazji z nim związanych. Grunt to nie dać tego po sobie poznać. Poprawka, grunt to nie dać siebie poznać…
Otworzyłam drzwi. W domu panowała kompletna ciemność. Rodzice zgodnie z sms'em udali się na wieś. Teraz należała tylko do mnie. Nie zdążyła przejść całkowicie przez próg, a w mgnieniu oka powędrowała wprost do moich ramion. Zaskoczona pierwszym, naszym całowaniem droczyła się, lekko odpychając mnie od siebie w głąb korytarza. Lubiłam dominować. Takie drażnienie działało na mnie, budząc pomalutku wszelkie, władcze instynkty. Chwyciłam mocno jej nadgarstki, przykuwając do ściany. Teraz nie mogła się bronić. Impuls ten dał miły efekt, w postaci lekkiego odchylenia głowy do tyłu. Palce zatopiłam w czarnych, długich włosach. Wiedziała, kto dziś będzie rządził. Kręciła ją moja pewność, a mnie to, że się oddaje bez większych oporów. Oddaje w dobrym tego słowa znaczeniu. Sytuacja z każdym pocałunkiem stawała się bardziej namiętna. Grzecznie trzymała dłonie przy ścianie, podczas gdy moje bez konkretnego celu błądziły po sukience. Słyszałam coraz szybszy, cięższy i głośniejszy oddech. Dłonie Anki oderwały się od ściany. Powstrzymywała się od tego, by nie dotknąć mnie. Trzymała je bardzo blisko mego ciała, prosząc o pozwolenie. Za chwilę powędrowały na kark, jadąc coraz wyżej, w stronę włosów. Czułam, jak rozpada się mój "samuraj”. Zatapiała mocno zakończone pazury, w bujną górę, od czasu, do czasu gładząc wygolone boki. Chwyciłam ją za fajnie, zaokrąglony tyłek. Jedno, pewne i mocne ściśnięcie... Bordowe szpony utkwiły gdzieś w pobliżu moich łopatek. Bez żadnych hamulców, ciągnęła je wyżej w stronę karku. Zostawiała przyjemnie bolesne zadrapania, które w minutę przybierały krwisty kolor. Obiema dłońmi objęłam jej pośladki. Wzięłam na ręce. W chaotycznej fali całowania kątem oka zorientowałam się, że drzwi wejściowe były lekko uchylone. Zatrzasnęłam je w pośpiechu nogą. Przekręciłam łucznik. Niosłam pewnie moją zdobycz. Usiadłam na łóżku. Siedziała na mnie okrakiem, a jej kiecka podjeżdżała coraz wyżej. Wsunęłam rękę, delikatnie podsuwając wyżej czerwony, aksamitny materiał. Jej język intensywniej bawił się z moim. Czułam, jak w ciemnościach szukała w pośpiechu guzików koszuli. Flirtowała z każdym osobno. Rozpinając niezwykle kusząco, co jakiś czas, zdecydowanie przyciągała do siebie owinięte wokół dłoni szelki. Moje dłonie powędrowały na zapięcie sukienki. Usłyszałam miły dźwięk rozsuwanego zamka. Została tylko w bieliźnie. Popchnęła mnie lekko na łóżko. Rozchyliła rozpiętą koszulę. Zbliżyła pełne, czerwone od szminki usta, do moich lekko wystających żeber. Zaczęła je całować, delikatnie gładząc ręką (całkiem przyzwoicie umięśniony, jak na dziewczynę) brzuch. Robiła to z cholernie, niesamowitym wyczuciem. Każda sekunda nakręcała i podniecała coraz bardziej. Nie można było pozwolić jej na zbyt wiele. Wydawało mi się, że z każdym pocałunkiem czuła przewagę. Chwyciłam mocno jej nogi, tuż pod kolanami, przewracając się na brzuch. W mgnieniu oka znalazła się pode mną. Podniosłam się. Ściągnęłam koszulę. Zdjęłam stanik. Patrzyła na mój każdy, najdrobniejszy ruch. Robiła to perfidnie, dając mi do zrozumienia, że to ją kręci. Oparłam się wygodnie na rękach. Całowałam jej szyję. Odchyliła głowę do tyłu. Zeszłam na obojczyk. Każdy dotyk rozpieszczał ją coraz niżej, coraz śmielej i coraz intensywniej. Miała na sobie seksowną, dopasowaną bieliznę. Nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie, by ją z niej ściągnąć. Dla własnej wygody podniosłam się raz jeszcze, odpinając szelki. Zdjęłam spodnie, zostając w samych bokserkach. Usiadła na łóżku. Postanowiłam zrobić to samo, ale tuż za jej plecami. Rozpięłam biustonosz. Dłońmi masowałam jej piersi, zataczając okrężne ruchy. Kółka stawały się coraz mniejsze. Położyła się na plecy, cicho wzdychając. Wsunęłam dłoń między jej uda, robiąc sobie miejsce. Położyłam się między nie. Ręce zastąpiłam językiem. Czułam, jak kręci się pode mną. Doprowadzało mnie to do przyjemnego szaleństwa. Pokój wypełniał się miarowym pojękiwaniem. Paznokcie przecinały mi wzdłuż i wszerz plecy. Przycisnęłam jej ciało mocno do siebie. Czułam na bokserkach, jak bardzo jest mokra. Schodziłam niżej. Każdy pocałunek złożony na jej ciele wyginał ją delikatnie ku górze. Ręka przesunęła się na koronkowe majtki. Nie zdejmowałam ich. Jedynie zupełnie „przypadkowo”, od czasu do czasu, przeciągnęłam po materiale. Zaczęłam gładzić jej uda.
-Błagam cię- mówiła pojękując – ściągnij mi je... – nawet w takich sytuacjach, ogarnia mnie bezwzględna szczerość myśli. Jeżeli mam ją teraz uwzględnić, to jej prośba hmm w sumie to błaganie było dla mnie, jak najbardziej do spełnienia. Brzmiało jak żywcem wyjęte z przeciętnego pornola. Nie mniej jednak zdjęłam je bardzo szybko. Mój język powędrował na ich miejsce. Figlarnie bawił się z nią. Zataczał przeróżne figury, ze zmienną szybkością, raz z większym, a raz z mniejszym naciskiem. Czułam jej dłonie na włosach. Chwyciły mnie cholernie mocno. Samo słuchanie pojękiwań i pokrzykiwań Anki dawało przyjemne wrażenie, że skończę szybciej niż ona. Coraz intensywniej się wywijała. Była gorąca i niesamowicie mokra. Przestałam na chwilę, podsuwając się wyżej. Pociągnęła mnie z powrotem za włosy, między swoje nogi. Nie chciała, dobrze wiedziałam, że nie chciała bym przestawała. Delikatnie zaczęłam dotykać ją kciukiem, masując tak, by nie przeszkadzać językowi. Czując jej coraz śmielsze poruszanie biodrami w górę i w dół, postanowiłam powoli, ale mocno go wsunąć. Przez chwilę miałam uczucie, że tona igieł katuje mi barki. Mogłam kątem oka obserwować, jak odreagowuje przyjemność. Podsunęłam się wyżej, dokładając drugi palec. Poddawała się. Jej nogi mocno mnie oplotły. Przeszył ją dreszcz. Czułam go na sobie. Trwała w tym jeszcze kilka sekund, wbijając bordowe szpony. Zęby zacisnęła na moim ramieniu. Po kilku sekundach zwolniła uścisk… Podniosłam się z rozgrzanego ciała, przez chwilę patrząc na jej nagość. Oto prosiła się przez cały wieczór. Najprzyjemniejszy widok, jaki mnie zadowalał.
- Zuch dziewczyna…- powiedziałam. Zapewne zabrzmiało to tak, z jaką intencją było wypowiedziane. Nie mniej jednak kojarzyło mi się to z „pogłaskaniem” i pochwaleniem.
-Byłam bardzo niegrzeczna, że na to zasłużyłam?– zapytała. Nawet po udanym zbliżeniu znów zaczynała flirtować. Miała w sobie coś takiego, inaczej, miała coś takiego w sposobie mówienia, że wydawało mi się, że jest aktorką porno. Wszystkie teksty rodem z gazetek Playboy'a lub tanich erotyków kupionych w osiedlowym kiosku.
- To raczej nagroda, a nie kara. – odparłam. Wstałam z łóżka. Wciągnęłam leżące na szafce spodenki. Ona zaś leżała i widocznie napawała się chwilą… taka piękna i naga w kłębach pościeli.
- Masz śliczne plecy- odparła z uśmiechem, gdy ja przyniosłam dwie szklanki z lodem i moje ulubione whisky. – Takie podniecające, lekko umięśnione… Choć tu na powtórkę- mówiła, akcentując każdy wyraz. Raz spraw przyjemność kobiecie, a będzie chciała więcej. Fakt, może nasza wspólna zabawa trwała koło 40 minut. Nie mniej jednak nie mogę się oddać namiętnościom, bo ona sobie tak chce. Takie „choć na jeszcze jeden raz” to zdecydowanie za dużo, jak na laskę, którą znam kilka godzin.
- Jeszcze się nie wybawiłaś? – zapytałam, z lekką nutą rozbawienia w głosie. Zaśmiała się. Usiadła na łóżku. Nalałam złocistego napoju i zapaliłam papierosa. Co jakiś czas wyjmowała mi go z ust, zaciągając się. Rozmawiałyśmy przez chwilę. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęła. Miałam bardzo mieszane uczucia po tym wszystkim. Cały czas błądziła myśl „za kogo bierzesz odwet?”. Za nikogo… Tak chciałam, by brzmiała odpowiedź. Wmawiam ją sobie i jest mi z tym dobrze. Czasem mam głupie wrażenie, że całe życie coś przed sobą ukrywam i coś sobie wmawiam.
Nie szkoda mi wykorzystanej Anki? A gdzie moje sumienie? A jak ją skrzywdzę? Szczerze… wątpię. Ja jej na siłę do łóżka nie ciągnęłam. To jest głupie prawo młodości i chęci eksperymentu. Brak myślenia, brak świadomości konsekwencji. Liczy się chwila, przelotna przyjemność i podobnie ulotna kontrola nad tym wszystkim. Jeszcze wczoraj chodziło mi po głowie, by z tym skończyć. Skończyć z wieczną zabawą. Skończyć z myśleniem „mogę mieć każdą, o ile tylko zechcę”. Niestety błędne koło grzechu się zatacza. Ono po prostu lubi się zataczać… Im więcej i im dłużej się w nim kręcisz, tym masz większą ochotę na to, by w nim pozostać. Ba! Pomóc mu się toczyć coraz intensywniej. Siła odśrodkowa wyrzuca myślenie, sumienie, sentymenty i uczucia. Najsilniej trzyma się pożądanie i namiętność. To trochę jak z karuzelą. Raz się przejedziesz i wciąga na całego. Pocieszające jest to, że kiedyś (mam taką nadzieję), aż mnie zemdli, jak zechcę dalej jeździć. Stanie się nudna, powtarzalna i kompletnie bez większej przyjemności. Nie będę mogła na nią spojrzeć. Teraz jest mi to obojętne. Nie mniej jednak skrycie (i jednocześnie nie chcę w to wierzyć, ale) wierzę, że sama prędzej, czy później się zatrzyma. To okropne, że w jednym człowieku mieści się tyle sprzeczności, że nie wiadomo, który kurs obrać.