Opowiadanie oparte na realiach codzienności okiem homoseksualnej dziewczyny. Czytając wgłębiamy się w jej myślenie, odczucia, fascynacje i problemy. Tytułowa bohaterka to 18 letnia Erwina, ukrywająca się przed rodziną i znajomymi. Uwikłana w nieszczęśliwe zakochania, nałogi i obsesyjne miłości nieznanych kobiet, musi jednocześnie radzić sobie z brakiem akceptacji ze strony matki i naciskami rodziny, by związała się w końcu z mężczyzną. Poznajemy ją jako chłopczycę z "dziwacznym" na pierwszy rzut oka, podejściem do życia. Wgłębiamy się w jej myślenie, fascynacje, sekrety i przyzwyczajenia. Opowiadanie zawiera liczne wątki miłosne i psychologiczne, owiane lekkimi i przyjemnymi fragmentami erotyków.

środa, 22 lutego 2017

Krok z szafy cz. 6




Moja dłoń na jej udzie, pod czerwoną, krótką sukienką. Taki widok na wejściu ujrzały prześliczne oczy Roksany. Nie wiem, czy jest mi z tego powodu głupio, czy czuję jakąś nutę satysfakcji, po ostatnich jej występach. Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Anka stała pewna siebie. Jak gdyby nigdy nic, starała się nadal kontynuować nasze pożegnanie. Zadziwiające było to, że miałam (być może złudne) wrażenie, iż sprawia jej to wielką satysfakcję. Położyła delikatnie dłoń na mój policzek, kierując w swoją stronę. W tym czasie spoglądała na Roksanę, pełnym radości wzrokiem. Zauważyłam to kątem oka, mijając się spojrzeniami z obydwiema paniami. Jakby sobie to zaplanowała, ba przewidziała, że tak się właśnie stanie. Cóż, to był „drastyczny” powrót do rzeczywistości. Myślę, że żadna z nas nie przewidziała takiego zakończenia.

 Tak czy siak, odprowadziłam Ankę, starając się przez całą drogę o tym nie myśleć, choć cholernie zaprzątało mi to głowę. Roksana widziała coś, czego nie powinna była zobaczyć. To mnie najbardziej gryzie i chyba tylko to. Wewnętrzny strach, jak na to zareaguje. W międzyczasie przewijała się krótka rozmowa z Anką. Była kompletnie bezpłciowa. Słowa wpadały do ucha od razu ulatując z głowy. Zatrzymałyśmy się pod jej blokiem, stojąc w wąskim przejściu. Podziękowanie (już nie tak namiętne, jak za noc) z jej strony i do widzenia. Jak na ironię, zaczął padać deszcz. Pozornie mały, w błyskawicznym tempie, przekształcił się w konkretną ulewę. Stróżki wody ściekały, niczym mały wodospad, po całej, mojej twarzy, za bokserkę, przylepiając ją do ciała. Jakiś czas stałam, patrząc beznamiętnie w niebo. Nawet nie wiem, o czym wtedy myślałam. Jedyne, na co miałam ochotę, to pójść, poćwiczyć i przemyśleć to wszystko jeszcze raz od nowa. Nie po to, by rozkopywać znów te same, beznamiętne już dla mnie fakty. Raczej, aby nie mieć do siebie żadnych zarzutów, pod tytułem „co zrobiłam źle?” Lubię rozmyślać nad czymś kilkakrotnie. Zawsze daje mi to pewność, analizę sytuacji z każdej strony, po kolei, na różnych płaszczyznach.

    Siłownia, na którą chodziłam, szybko mi się znudziła, gdyż dopiekanie przysłowiowych „pakerów” było nie do zniesienia. Zakupiłam swego czasu sporo sprzętu, w postaci hantli, ławeczek i drążków, robiąc sobie jej wersję domową w piwnicy. Szału nie było, ale własny kąt i brak wgapiających się ludzi, jest bardzo miłą perspektywą spędzenia wolnego czasu. Ponadto sama „atmosfera” piwnic jest bardzo kusząca. Cisza, spokój i samotność. Wbiegłam w błyskawicznym tempie na górę. Chwyciłam za ręcznik, rękawice i wodę. Rozejrzałam się dookoła, czy na pewno wszystko zdjęłam. Pod moją nieobecność w domu zrobiło się chłodno. Zamknęłam pootwierane okna. Wyszłam na klatkę i przekręciłam zamek. Zbiegłam schodami w dół. Otworzyłam drzwi i zapaliłam lekko tlące się światło. W powietrzu czuć wilgoć. Dokładnie taki klimat uwielbiam. Od razu krótkiej rozgrzewce, hantle powędrowały w moje dłonie. Mocne spięcia mięśni czułam na całym ciele. Kilka powtórzeń, kilka serii, kilka głębokich wdechów. Cały czas przechodziła mi przez głowę myśl, podejrzanego uśmiechu Anki i zmieszanej miny Roksany. Jakby moja chwilowa kochanka, miała jakąś ukrytą satysfakcję z tego wszystkiego, jakby był to jej plan, który chciała dawno zrealizować. Coś w tym jest. Kobiety bardzo lubią zemstę. Jeżeli ktoś mi powie, że nie zna bardziej ugodowych istot na ziemi, to padnę ze śmiechu. Co jak co, ale dziewczyny, jeżeli im na czymś mocno zależy, są w stanie dosłownie dojść po trupach do celu. Gen zdobywania i przede wszystkim mszczenia się za niepowodzenie wydaje mi się, że jest bardzo dobrze zakodowany w Ance. Być może na najgorszej z płaszczyzn do mszczenia się, czyli nieudanej miłości. W takich chwilach myślę, że jestem jedyna „dziwna” na świecie. Może się mylę, bo świat jest zbyt szerokim pojęciem, ale ograniczę myśl do otoczenia mi bliższego. Nie mogę znaleźć sobie kobiety, która będzie taka jak ja, w sensie orientacji (nie daj Bóg, sposobu myślenia). Pociągające mnie dziewczyny są albo zajęte, albo hetero, albo najzwyczajniej w świecie im się nie podobam. Ostatnie najbardziej rozumiem. Męczy mnie uczucie osamotnienia z tym wszystkim. Tak naprawdę, żeby się poważniej zastanowić, z nikim na ten temat nie rozmawiam. Wydaje mi się leży błąd. Gdyby Bóg chciał, by człowiek był samowystarczalnym indywidualistą, wątpię, że stworzyłby Ewę. Też nie chcę żyć w przeświadczeniu, że wszystko, co robię, skłania się ku znalezieniu sobie na siłę, tej „jedynej”. Najgorsza ze wszystkich możliwych opcji to przekopywanie świata, w poszukiwaniu ideału. Ale czy ja proszę o ideał? Nie, zdecydowanie nie. Wtedy błagałabym o niemożliwe.

    Eh, teraz to wszystko wyszło na jaw, dla Roksany. O ile jest w tym aspekcie tolerancyjna, może to zniesie i przynajmniej jej, jak na świętej spowiedzi kiedykolwiek się wygadam. Jedyny plus całego, tego zajścia... Nie przypominam sobie jednak, byśmy dawniej rozmawiały o homoseksualizmie, czy coś pod to. Nie było ku temu „powodów”.

Nie wiem, gdzie tkwi moja głupota, ale dziwnym, niestworzonym trafem zapomniałam o jej słowach: „zadzwoń”. Nie potrzebnie miałam ku temu wahania, czy sięgnąć po telefon, czy nie. Zmęczona dwugodzinnym treningiem otarłam mokre czoło, przewieszając ręcznik na szyi. Chwyciłam za komórkę, wybierając jej numer. Teraz było za późno, by się z tej decyzji wycofać.

- Tak, słucham?

- Cześć, to ja… dzwonie, bo… , bo prosiłaś- sama czułam, że nie wiem co w ogóle mam powiedzieć, choć chodziło tylko o zwyczajny telefon. Zawsze w tych najbardziej „odważnych” decyzjach jest moment, gdzie chcesz ją odwołać, jak najszybciej to możliwe.

- Tak, pamiętam – powiedziała, ciężko wzdychając – czy mogłabyś, o ile masz czas, przyjść do mnie? Musimy koniecznie porozmawiać. – Jak piorun przeszło mi przez myśl słowo „musimy”. O czym? Na co? Milion pytań w jednym momencie i miliardy niepewnych odpowiedzi na nie.

- Jasne, jeżeli chcesz.

- Dobrze bądź o 20.00 – bez słowa pożegnania, nie czekając na moją odpowiedź, rozłączyła się. Teraz dopiero to wszystko robiło się skomplikowane. Nie znoszę takich sytuacji. Nie znoszę i nie cierpię, nie wiedzieć i żyć w niepewności. Ona to kochała. Lubiła bawić się w niedomówienia. Tylko zastanawia mnie, czy chce mi dopiec, mając świadomość, jak mnie to rozstraja i drażni, czy chodzi o coś innego. Czasem jestem naiwną idiotką, wyolbrzymiając sobie niektóre słowa z rozmów. Zaskakują w pamięć, głowa zaś robi ze mnie wariata, każąc cały czas myśleć.

Zbliżała się 20.00. Punktualnie stawiłam się pod jej domem. Weszłam na górę, cicho pukając. Otworzyła podejrzanie szybko.

- Proszę, wejdź.

- Dzięki – odpowiedziałam uprzejmie. Poszłam za nią. Zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego. Wygodnie usadowiła się w fotelu. Usiadłam na kanapie, naprzeciw niej. Dystans na razie, (przynajmniej tak mi się wydawało) był bardzo wskazany.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytałam dość niepewnie, przerywając niezręczną ciszę. – Ja mogę wszystko wytłumaczyć, bo z nią…

- Czekaj – przerwała mi. Nie chcę, byś bez potrzeby się tłumaczyła. Weszłam w nieodpowiednim momencie, mój błąd – Próbowała mówić zdecydowanie. Szło jej to całkiem nieźle. Wydawało mi się, że bardzo chciała się dowiedzieć całej prawdy.- Tylko powiedz mi jedno.- wzięła głęboki oddech- Dlaczego mi wcześniej o niczym nie powiedziałaś?

- To nie są rzeczy, o których opowiada się ot tak. – próbowałam ratować jakkolwiek moje położenie, wiem, że miała racje.

- Nawet dla przyjaciółki? Myślisz, że mówienie o ciąży to też jest rzecz, o której się opowiada ot tak? Posłuchaj – mówiła już ciszej, bez pretensji – ufam ci, jak żadnej innej, nie mam przed tobą tajemnic, więc co jest powodem, że ty je przede mną masz? –

Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Roksana, sama dobrze wiesz, jaką osobą jestem. Wiesz też doskonale, że ciąże u dziewczyn w naszym wieku szybciej się toleruje, w przeciwieństwie do tolerancji…- nie przechodziło mi to słowo przez gardło-homoseksualizmu. To nie miało tak wyjść, byś to zobaczyła.

- Bardzo dobrze, że to zobaczyłam. Nigdy bym się od ciebie tego nie dowiedziała.

- Nie no, kiedyś bym ci przecież to ujawniła.

- Kiedyś… Powiem tylko tyle. Naszej relacji ten fakt nie zmienia. Rozwieję wszelkie twoje wątpliwości. Zapewne myślisz, że jak wyszłaby na jaw twoja orientacja, zaraz zerwałabym wszystko, co nas łączyło? Nie bądź śmieszna. Jesteś olbrzymią częścią mojego życia. Tyle razy, ile się wypłakiwałam w twoje ramię, ile nasłuchałaś się moich bzdurnych problemów, nie licząc ile razy je rozwiązywałaś… a teraz? Mam cię przez to zostawić? – nie wiedziałam co powiedzieć. Jakby czytała mi w myślach i odpowiadała na bieżąco.

- Masz rację, przepraszam… Mam tylko jedno pytanie- nie mam pojęcia, dlaczego to powiedziałam.

- Tak?

- Łączy cię coś z Anką? Czy te wasze poranne batalie wzrokowe, mają zupełnie inne podłoże?- na jej twarzy ukazał się dziwny grymas. Zamurowało ją, wyglądała jak grecka rzeźba. Wzrok Roksany utkwił gdzieś daleko za oknem. Próby uchwycenia go raczej były niemożliwe.

- Być może…

- Miałyśmy nie mieć przed sobą tajemnic, pamiętasz? Zresztą chce mieć „czystą” i jasną sytuację co do tego. Więc?

- Dobrze...- westchnęła- Jej chłopak, jest ojcem mego dziecka…- walnęła prosto z mostu, bez chwili namysłu. Po wszystkim uśmiechnęła się do siebie. Objaw bezsilności, czy zadowolenie? Nie mam pojęcia.

- Czekaj, przecież powiedziałaś mi, że on zniknął!

- Widać nie, spotkałam go na imprezie mojej koleżanki.

- Mówiłaś, że nie chcesz mieć z nim nic do czynienia i znów? Z nim…?

- To nie takie proste – odpowiedziała z pewnym zmęczeniem w głosie niczym XIX wieczna dama. Dla mnie wszystko stało się jednym, wielkim, nieograniczonym kosmosem, którego nie jestem w stanie objąć rozumem. Pełno galaktyk, pełno gwiazd, planet… i cholera wie jeszcze czego. Wiem, że to z czym ona ma problem, jest dla mnie abstrakcją. Staram się to zrozumieć. Jedyny sęk w tym, że nie mogę zrozumieć motywów jej zachowań.

- Dobrze, w takim razie nie będę drążyć. Tylko ostatnie. Anka jest jego dziewczyną?- myślę, że koniec dopytywania to najrozsądniejsze wyjście, ale męczyło mnie to pytanie niepojęcie.

- Była… już od jakiegoś czasu ze sobą nie są. Ona nie jest… wiesz chyba…, nie?

- Kim nie jest? Jego dziewczyną?

- Nie udawaj, że nie wiesz… Ona nie jest lesbijką – zaśmiała się. Ta wiadomość dobiła mnie najkonkretniej, jak tylko mogła. Choć bardziej powinno mnie to zaskoczyć, niż dobić. Już nie raz w swoich burzliwych i toksycznych relacjach, zadawałam się właśnie z „normalnymi” laskami. Nic nowego, ale nie mam pojęcia, dlaczego właśnie ta informacja (niebrana przeze mnie wcześniej pod uwagę) tak bardzo zakotwiczyła się w świadomości.

- Wiem – rzuciłam krótko i bezsensownie, jakbym zaczęła lekko panikować.

- Ona chciała się na mnie zemścić. Zrobi wszystko, by oderwać każdą, ważną osobę mojego życia. Chce mnie z tym wszystkim zostawić samą, kompletnie samą. Robi to wszystko w ramach „odbicia” jej chłopaka. Głupia lub zakochana. Jedno z dwóch.

- To się staje nie na moją głowę. – po tym, co powiedziałam, zmieniła całkowicie temat. Chyba widziała moje zmieszanie i chciała dać mi czas, aby to wszystko przemyśleć. Dalsza część rozmowy spłynęła, jak zawsze na kompletne bzdury, które w większości wypływały mi z głowy w takim tempie, w jakim były chaotycznie rzucane w próżnię pokoju.

    Pożegnałyśmy się o 22.00. Taki mętlik w głowie, jaki obie mi zrobiły, był niedopisania żadnymi słowami. Szczerze powiedziawszy, znów byłam w punkcie wyjścia. Myślałam… ha byłam głupia! Po jednej nocy z w ogóle nieznaną mi dziewczyną zaczęłyśmy snuć dziwne plany. Co z tego, że mi się podobała? Może jestem wyłącznie zauroczona jej ciałem? Nie mniej jednak jedna zapewnia mnie, że pasuję jej, druga, że to zemsta. Zresztą skąd wiedziała, że znam Roksanę? Przecież nie rozmawiałyśmy o tym ani nie rozmawiałam z nią bezpośrednio o niej. Wracałam z kompletną bezsilnością... Czułam, że jedyne, na co mam ochotę, to dosłownie skończyć całe to zamieszanie. Kocham Roksanę, jak żadną inną, nie potrafię do niej wygasić uczucia. Nie chodzi tylko o wygląd. Ona ma charakter, znamy się długo, mam do niej olbrzymi sentyment i nie chcę jej stracić. Nawet jeżeli pozostaniemy na relacjach czysto koleżeńskich. Albo wierze jej z tego wszystkiego, albo ona chce mnie pogrzebać, dopinając swego. Ale po co? Z zazdrości? Z drugiej strony Anka, która mnie niesamowicie zaczarowała. Była moją odskocznią od problemów związanych z przyjaciółką. Być może nadal nią jest Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Udaje, że jest homo? Po co? Czułam się jak pionek, którym raz rozgrywa Roksana, a raz Ania. Pytanie tylko, kiedy zostanę zbita, wypadając kompletnie z gry. Przerzucałam telefon w kieszeni. Niesamowicie kusiło mnie, by zadzwonić jeszcze do Anki. Co ona o tym wszystkim powie… Dziś nie chciałam tego wiedzieć. Praca i wieczne problemy natury już sama nie wiem jakiej, uczuciowej? Niezdecydowania?. Czasami chodziła mi myśl po głowie, by pójść do jakiegoś psychiatry, czy coś. Zresztą, sama dla siebie jestem najlepszym psychiatrą. Tak mi się na razie wydaje.

    Wróciłam do domu. Od razu skierowałam się do pokoju i walnęłam na łóżko. Nie wierzę, że jeszcze dziś przekonywałam samą siebie o tym, by zaryzykować jakimkolwiek uczuciem, do kogoś innego niż Roksana. A teraz? Najchętniej skoczyłabym z balkonu, by nie dręczyć się myślami. Zawsze myślałam, że samobójcy to kompletni idioci. Jeszcze, jak skaczą z powodu jakiejś nieudanej miłości… wydawało mi się to bardzo śmieszne, do czego prowadzi zakochanie. Teraz przy takim natłoku zaczynam ich rozmieć… Emocje, ba miłość potrafi zabić bardziej niż seryjny morderca. Najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że szybko o tym nie zapomnisz. Wszystko, co robisz, kręci się wokół niedomkniętych myśli. Sięgnęłam do szafki. Dobrze wiedziałam, co tam jest. Wyciągnęłam w miarę cicho, ciężką butelkę, nieskończonego w nocy whisky. Odkręciłam i z „gwinta” wypiłam kilka łyków. Po kilkunastu minutach zaczęło mi lekko szumieć w głowie. Czułam, jak wszelkie zło z dzisiaj, odpływa z każdą kroplą alkoholu. Chwiejnym korkiem, w egipskich ciemnościach pokoju, wymacałam klamkę od drzwi balkonowych. Wyszłam na zewnątrz. Noc, mimo deszczowego dnia była bardzo parna. W powietrzu unosił się dziwny zapach, mokrych cegieł i betonu. Świat jak nigdy wydawał się cichy i spokojny, a moje ruchy zgrabne i bezszelestne. Podeszłam do poręczy. Trudno było wyczuć odległość, w jakiej ona się znajduje, mimo że balkon ma może z dwa metry szerokości. Czegoś się złapałam. Wysunęłam się, spoglądając w dół.

czwartek, 16 lutego 2017

Krok z szafy cz. 5


Czasami warto po prostu sobie odpuścić. Może jest to najprostsze i najłatwiejsze wyście, ale kto powiedział, że zawsze trzeba poruszać się pod prąd. Najzwyczajniej w świecie dać sobie spokój i pozwolić na istnienie dwóch różnych światów, dwóch różnych myśli i dwóch różnych zachowań w jednym ciele. Zapaliłam papierosa. Dym powoli unosił się pod sufit. Pokój napełnił zapach tytoniu i mocnych, eleganckich perfum Anki. Zasnęła. Leżała najspokojniej w świecie, trzymając głowę na moim ramieniu. Wolną ręką wlałam kolejną porcję alkoholu. Ktoś z brzegu mógłby powiedzieć: czego ci jeszcze brakuje w życiu? Kobiety masz, spokój masz, pracę masz, jakąś marną, ale jednak wizję na przyszłość też. Może i tak. To wygląda ślicznie i pięknie, tylko z pewnej perspektywy. Gdyby zagłębić się w każdy z elementów oddzielnie, to praktycznie pozostaje nietknięty tylko aspekt pracy. Cała reszta nadaje się wyłącznie do poprawienia.

Myśli myślami. Noc spędziłam prawie idealnie, pod względem spania. Ciepło jej ciała i bliskość, sprawiała głupie wrażenie, jakbym znała ją od dawna. Jakby wczorajszy pierwszy raz z nią, nie był pierwszym razem, a cała ta sytuacja, kiedyś się już zdarzyła. Wtedy coś mnie tknęło. Czy nie chciałabym (nawet już nie w odniesieniu do niej) tak na dłużej? Budzić się i zasypiać tylko przy jednej kobiecie? Miałam idiotyczne wrażenie, że odszczekałabym słowa i myśli sprzed kilku godzin. Oby było to tylko wrażeniem. Gdzieś w ludziach, w głębi siedzi strach wewnętrzny, przed jakimikolwiek zmianami. Sądzą, że ich sposób odbierania świata jest najbardziej prawidłowy, niezmienny i doskonały. Ja też się tego obawiam. Brnięcie pod prąd przeciwko ludziom, rozumiem, ale brnięcie przeciwko nim i sobie? To zdecydowanie za dużo. Dlatego czasem warto pozostawić niektóre sprawy takimi, jakimi są. Dać sobie po prostu spokój...

Nie jest to żadną tajemnicą, że Anka podobała mi się fizycznie. Czyżby zaczęła też w inny sposób? Pierwsza myśl „to nie możliwe”, cofnięcie się do krótkiej refleksji sprzed chwili. Nie brnij przeciw sobie. Druga „nie daj się ponieść chwilowej słabości”. Wiem, pamiętam…, obiecywałam już nie raz, „nie zakochuj się, daruj sobie, to nie dla ciebie”. Cały czas, a gdyby się dłużej zastanowić to od dwóch lat, starałam się unikać takich sytuacji. Wpadłam tym samym w jednostronną wierność Roksanie, z którą i tak nie mogłam wiązać więcej niż „cześć”. Dopiero teraz dostrzegam, jak niesamowicie sztuczne myślenie miałam: „albo ona, albo żadna i koniec z miłością”. Na szczęście rozumiem bezsensowność tego zjawiska. Ania ma w sobie pewnego rodzaju lekkość, nawet pokusiłabym się stwierdzić, że frywolność. Brak jakichkolwiek zobowiązań, związków, czy układów między mną a Anką, staje się bardziej pociągający. Znam ją zaledwie (i niespełna) jeden dzień. Czuję już, jakby należała tylko do mnie. Fakt to głupie. Przywłaszczać sobie laskę. I co ja z nią zrobię? Prywatną zabawkę, kiedy mi się zechce? Coś w tym jest, ale jakoś mi jej szkoda.

Głupie (choć może lepiej tu pasuje słowo niestosowne) jest zaczynanie znajomości od łóżka. Zazwyczaj do niczego dobrego to nie prowadzi. Z drugiej strony jest  bardzo wygodne. Czemu wygodne? Komfort tego wszystkiego polega na tym, iż zawsze mam wybór. Albo zostawić to tak jak jest, albo ciągnąć w inną bardziej „związkową” stronę. Wymaga to intensywniejszego przemyślenia, w dużej mierze zależy to tez od osoby (jej charakteru, zachowania, czy dojrzałości) . Często tak jest, że  nie da się później żyć ze sobą na dłużej. To trochę jak połączenie dwóch takich samych puzzli.  Niestety, ale wydarzenia, z jakimi miałam do czynienia, w dużej mierze zmusiły mnie, do wmawiania sobie cały czas, że wszystko, co związane z miłością, jest już z góry skazane na porażkę. Łatwość odpuszczania? Nie, raczej zapobieganie takim sytuacjom na przyszłość. Nikt nikogo nie zrani, nie odrzuci, nie odtrąci i nie osamotni. Nie mniej jednak błądzi gdzieś przeczucie, że chyba muszę się tego , choć częściowo pozbyć. Próbować, lekko wypierać, by dać sobie, choć odrobinę szansy na coś więcej oprócz planów. Teraz gdy piękna kobieta śpi obok, wszystko wydaje się takie banalne i przewidywalne. Dzieje się to szybko, zbyt szybko, by mówić o zakochaniu a co dopiero o miłości. Pod wpływem wielu czynników (choćby bliskości) , które daleko mają się do zasad, jakimi ja się kieruję, odnoszę dziwne wrażenie braku kogokolwiek przy boku. Nie lubię i nie chcę w tym momencie robić sobie złudnych nadziei. Dziwnie jest samą siebie przekonać, że w jakimś stopniu mi na niej zależy. Chociażby tylko stricte przyjacielsko.

Mój budzik zadzwonił równo o 9.30. Podskoczyłam jak poparzona. Chwyciłam za głośnik telefonu, by stłumić jego przeraźliwy ryk (wierzcie mi, iż to nie mieści się w pojęciu hałas). Na szczęście Anka ani drgnęła. Wysunęłam lekko dłoń z jej uścisku i ze zwinnością węża, wyślizgnęłam się najostrożniej, jak potrafiłam z pościeli. Nawet po miękkim i puszystym dywanie stąpałam na palcach. Szukanie ubrań po chwili namysłu, okazało się bezsensowne. Więcej z tym hałasu niż pożytku. Delikatnie zamknęłam niesamowicie, (przynajmniej w tym momencie) skrzypiące drzwi. Od razu krok skierowałam do kuchni. Nie ma nic lepszego niż dobre śniadanie, prosto do łóżka, po udanej nocy. Trudno przychodziło mi myślenie co na nie zrobić. Szczerze powiedziawszy wczoraj, (chyba) z marnym skutkiem wychodziło nam rozmawianie o gustach kulinarnych. Były ciekawsze tematy…

Tak na marginesie, nie przepadam za gotowaniem. Robię to tylko wtedy, kiedy sytuacja mnie do tego zmusza. Z jakim skutkiem? Na pewno nieśmiertelnym. Wydaje mi się, że gotuję dość znośnie, jeszcze nikogo nie otrułam…, tak, wiem, jeszcze. Mniejsza z tym i tak nie mam zamiaru tego robić. Wybierzmy bezpieczną opcję usmażenia jajecznicy. Sięgnęłam do lodówki. Raz, dwa i pierwsze jajka poleciały na patelnię. W międzyczasie włączyłam radio, by przerwać ciszę skwierczącego białka. Wyjrzałam przez okno. Jak na porę ruch był całkiem niezły. Mając chwilę, między rzucaniem spojrzeń na świat, a smażeniem, udekorowałam sałatą talerz. Całość zaś przyozdobiłam rukolą (pamiętam ze wczoraj, że bardzo ją lubi). Było zielono i pięknie. Postanowiłam zrobić jej do jeszcze ładną, kolorową kanapkę. Nastawiłam kawę do zaparzenia i gofrownicę do rozgrzania. Która kobieta nie lubi słodyczy, a co dopiero deserów? Inaczej..., która kobieta nie lubi śniadań do łóżka?

Wszystko było prawie dokończone. Na tacy wylądowało „danie główne” i deser. Filiżanka z kawą nadawała temu wszystkiemu, idealny wygląd. Mój perfekcjonizm wziął górę. Prosty, ale nadal perfekcjonizm. Do zgrania tego wszystkiego czegoś mi brakowało. Dorzuciłam jeszcze „detal”, w postaci kilku artystycznie ułożonych truskawek. Wzięłam tackę i łokciem otworzyłam drzwi. Ciepłe i pachnące śniadanie położyłam na stoliku, tuż obok łóżka. Była godzina 10.20. Nie chciałam jej budzić. Postanowiłam pójść pod prysznic, z nadzieją, że zapach kawy postawi ją na nogi. Nigdy przedtem nie czułam się tak dobrze. Czemu? Czynników składowych było wiele. Chłodna woda opływała moje ciało, dodając mi zupełnie nowej energii. Świadomość udanej nocy, odepchnięcia od siebie myśli i rozterek związanych z Roksaną oraz fakt poznania intrygującej dziewczyny, był niesamowity. Tego humoru nic dziś nie powinno i raczej nie może zepsuć. Głupie uśmiechanie się do siebie w lusterku, często udawane, dziś było wyjątkowo szczere. Rozpierały mnie chęci do życia.

Wyszłam spod prysznica i owinęłam się w ręcznik. Wydawało mi się, że słyszałam dźwięk odstawianej filiżanki. Tak czy siak, musiałam iść do pokoju, by móc się w cokolwiek ubrać. Otworzyłam drzwi. Zauważyłam Ankę leżącą jeszcze na łóżku, ucztującą jak starożytni grecy z malowideł. Była ubrana w moją koszulę. Wyglądała fantastycznie… no i strasznie seksownie. Pasowała do niej długość ubrania, zakrywająca tylko w małym stopniu, jej koronkowe stringi. Spojrzała na mnie, obdarowując życzliwym, spokojnym uśmiechem. Był tak naturalnie wyjątkowy, a zarazem tak do niej niepodobny…

- Ślicznie to robisz- powiedziałam trochę rozproszona, całą tą sytuacją. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę stoję tylko w samym ręczniku, gapiąc się na nią jak idiotka. Chwila milczenia i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Dziękuję, kotku – odparła śmiało.- Robisz niezwykle dobre śniadania, chyba cię wynajmę. – oznajmiła- To bardzo urocze z twojej strony. Każda na to zasługuje, czy mogę czuć się wyjątkowo?

- Ależ nie ma za co. W sumie to możesz czuć się wyjątkowo. Czasem nie chce mi się samej sobie robić.– mówiłam, jednocześnie szukając w szafie czegoś do szybkiego narzucenia. Kątem oka nie mogłam odciągnąć wzroku i myśli od całej jej osoby…

- Naprawdę? – dopytywała. Staram się nie obracać. Skupić całą uwagę na poszukiwaniach. 
- No jasne, rzadko kiedy mam determinację. A co do tego wynajęcia, ja bym na twoim miejscu to przemyślała.- Po moich słowach wstała. Może coś źle powiedziałam, może nie powinnam dodawać „przemyśleń”. Fala wątpliwości zalewała mi głowę, w ułamku sekundy. Podeszła do mnie. Oparła dłonie na moich ramionach. Stałam lekko zszokowana. Tylko delikatnie dotknęła ustami mojej dolnej wargi, po czym objęła za szyję.

- Jesteś lepsza w każdym calu od mojego, byłego chłopaka – szepnęła – i seksownie wyglądasz w tym ręczniku. - klepnęła mnie po tyłku - Pójdę się odświeżyć- rzuciła frywolnie,  lekko się uśmiechając.

- Jasne idź, idź – odparłam w pośpiechu, odprowadzając ją wzrokiem. Zaraz zniknęła w korytarzu i tyle było z mego podziwiania. Trochę przerażało mnie to stwierdzenie z byłym chłopakiem. To, że go miała, jakoś zasadniczo odpychało mnie od wszelkich myśli pokroju, „próbuj szczęścia tutaj”. Może to dziwne i zbyteczne, ale uważam, że jak przeszłość wiąże ją z heteroseksualizmem, to być może ma wyłącznie predyspozycje do kobiet, a nie od razu orientację (w tym przypadku) biseksualną. Nie mówię o upodobaniach, czy coś. Nie mniej jednak miałam chwilę, by ogarnąć wszystko dookoła. W końcu wyciągnęłam z szafy pierwsze, lepsze ubrania. Padło na szerokie, treningowe dresy, z lekko opuszczonym klinem i białą bokserkę. Dość komfortowo się w tym czułam. Zerknęłam szybko na dzisiejszy grafik. Wolne... Jedyne, na co miałam ochotę, to trochę poćwiczyć. Cały czas nękało mnie uczucie, że przez alkohol i ostatni tydzień, mój tryb życia pozwolił na zbyteczne „zarośnięcie” tłuszczykiem. Nie cierpiałam tego uczucia. Być może było ono przesadne, ale bądź co bądź motywujące.

Tymczasem po 20 minutach Anka wyszła z łazienki gotowa, ubrana jak wczoraj w czerwoną kieckę. Miała ładnie upięte włosy i poprawiony makijaż. Wyglądała wulgarniej niż rano. Nie przeszkadzało mi to jakoś. 
- Wydaje mi się czy dzwoni twój telefon? - zapytała. faktycznie coś wibrowało w pokoju.

- Kurwa… - wyrwało im się. Wyłączył się. Zapomniałam naładować…

- Co ty już tam klniesz? - spytała.

- Nic, nic taka tam drobnostka. Niesamowicie wyglądasz- powiedziałam.

- Ty też, dopiero teraz widzę, jaką masz ładną figurę. Chyba ćwiczysz co? – zapytała. Brzmiało to dość poważnie, ale można było wyczuć z jej strony zainteresowanie.

- Tak, staram się troszkę o siebie zadbać w tym aspekcie – odparłam i dobrze wiedziałam, jak bardzo moja twarz stała się czerwona. Cieszyło mnie to w duchu, że zauważyła coś, co zazwyczaj chowam pod szerokimi ubraniami, ale z drugiej strony, jak ktoś zaczynał mnie chwalić, puszczałam niesamowitego buraka.

Nasza rozmowa trwała może niecałe trzydzieści minut. Luźna gadka, na "trzeźwo" przybliżyła mi znacząco jej osobę. Była o rok młodsza. Uczyła się w technikum. Mieszkała jakieś 2dwadzieścia minut drogi ode mnie. Wiem też, że trenowała taniec i interesowała się (co było po niej widać) fryzjerstwem i makijażem. Teraz nie wydawała mi się istną lalunią, czy typową blacharą na jeden lub dwa razy. Bardziej kreowała się na konkretną kobietą z konkretnymi pasjami. Może była prosta i przewidywalna w tym co robi, ale nie każdy musi być zaraz oryginalnym wyjątkiem, skaczącym nad głowy szarego społeczeństwa.

- Muszę się zbierać pomału – powiedziała.

- Rozumiem, może ciebie odprowadzę?

- Będzie mi miło, ale jeżeli nie masz ochoty…

- Mam! – przerwałam jej energicznie- jasne, że mam! – wyglądała na bardzo szczęśliwą, słysząc moją spontaniczną odpowiedź.

- Jejku, przy tobie czuję się bezpieczna i doceniona. Kobiety są fajniejsze.- rzekła, gdy ja przygotowywałam się do wyjścia, wiążąc buty.

- Cieszę się bardzo. A co do tych kobiet, to ja bym nie przesadzała. Czasem potrafią bardziej zaleźć za skórę niż nie jeden facet. – mówiłam, podnosząc się z kolana. Wykorzystywałam każdy moment, by prześledzić jej zgrabne nogi.

- Aj ty, widzę co robisz …- powiedziała jak matka do  niegrzecznego dziecka dobierającego się do słodyczy. Nie wiedziałam, czy w kontekście „nie rób tego”, czy odwrotnym. Wydaje mi się, że druga opcja bardziej pasuje, z uwagi, iż lubi być w centrum uwagi i pożądania. Stałam na przeciw niej. Złapała mnie za włosy i zaczęła „agresywnie” całować. Automatycznie ręka zjechała wzdłuż talii na zgrabną pupę. Nagle otworzyły się drzwi.

- Cześć Erwina, nie odbierałaś więc pomyślałam…- znajomy mi głos uciął się. W mgnieniu oka oderwałam ręce od Anki i spojrzałam w kierunku drzwi. Stała w nich zaskoczona Roksana, patrząc z niedowierzaniem na to wszystko.

- Ja tylko… zaraz wszystko ci... Tylko… - nie wiedziałam co powiedzieć. Ona schyliła głowę, jakby udając, że nic nie dostrzegła. Kiwała nią porozumiewawczo i odparła:

- Ok, nie przeszkadzam, zadzwoń. – powiedziała cicho. Obróciła się błyskawicznie i zbiegła po schodach.