Dziś
zdecydowanie nie jest dane mi pospać. Natłok myśli, szum ulicy…. To wszystko
cholernie mnie drażni. Dajcie mi wyłączyć mózg, choć na 3 godziny, o więcej
naprawdę nie proszę. Patrzę w śnieżnobiały (w tym świetle) sufit, co chwilę
przecinany padającymi z firanki cieniami. Któryś dzień nie przespany z rzędu.
Przerzucę się chyba na nocny tryb życia… Zamknęłam oczy. Kilka głębokich
wdechów. Pomału zaczynał wypełniać mnie spokój. Krok po kroku, ale z
powodzeniem…Nagle głośny dzwonek telefonu wyrwał mnie brutalnie z chwili
odpoczynku. Wyciągnęłam się jak tylko potrafiłam, by po niego sięgnąć, nie
wychodząc spod ciepłej kołdry.
- Tak słucham
– czuję, że było słychać mój strudzony głos. Starałam się mówić tak, by
przynajmniej sprawiać pozory wypoczętej.
- Cześć Erwina
–dochodził mnie piękny, delikatny i kobiecy dźwięk. Ten znam na pamięć. Wszędzie go poznam. To moja (chyba) najlepsza jak do tej pory przyjaciółka,
Roksana.
- Co się stało,
że dzwonisz?- zapytałam.
- Nic, w sumie
to chyba nic…
- Proszę cię
nie kłam. Powiedz o co chodzi.
- Mam problem,
duży problem.
- W takim
razie jak mogę ci pomóc?- jakoś mnie to strasznie ożywiło.
- Błagam
przyjedź do mnie, jak najszybciej.- jej pozorny spokój zmienił się w rozpacz. Ta
zaś kazała mi wstać z łóżka w piorunującym tempie.
- Dobrze zaraz
będę. Daj mi pół godziny.
- Dziękuję,
jesteś naprawdę kochana- odpowiedziała bez energii, a ostatnie słowo wydusiła z
siebie po kilkusekundowej pauzie. Odłożyłam telefon. Moje kroki skierowały się
ku łazience. Pierwsze co zobaczyłam w lustrze, to twarz zmęczonego człowieka,
pracującego w korporacji, który ma najbardziej kreatywną fryzurę tego świata.
Tak, włosy żyły własnym życiem, rozkładając się na dowolną stronę. Grzebień,
lakier i kilka minut męczarni. Jakoś już to wyglądało. Szybkie odświeżenie
diabelnie zmęczonej twarzy zimną wodą, kilka kropli ulubionych perfum i mogę
iść. Włożyłam koszulę. Rozejrzałam się. Nikogo nie było w domu. Złapałam klucze
z wieszaka, przekręciłam drzwi i wyszłam.
Przez całą
drogę nie dawało mi spokoju, jaki Roksana może mieć problem. Pierwszy raz w
życiu zdarzyło mi się słyszeć od niej, że coś ją męczy. Fakt, były jakieś małe
kłótnie z otoczeniem, o których potrafiła mi nawijać godzinami, ale nic więcej i
nie w takim tonie. Z Roksaną znamy się praktycznie od podstawówki. Obie nie
byłyśmy jakimiś wyjątkowymi asami w nauce, nie interesowało nas życie typowych
lalusi. Z czasem, jak zaczęłyśmy dorastać, każda wybrała inną drogę edukacji i
tak rozdzieliłyśmy się na 3 lata. Mimo to nadal utrzymywałyśmy ze sobą nikły,
ale nadal jakiś kontakt. Dopiero na tych wakacjach udało nam się normalnie
spotkać i nieco odświeżyć znajomość. Roksana nigdy nie należała do ludzi
pewnych siebie. To raczej była moja działka. Mimo to cichą i spokojną nie można
było ją nazwać. Miała pełno swoich przeróżnych, grymaśnych humorków. W
zależności od tego, na jaki dzień trafisz mogła cię nosić na rękach albo po
prostu zabić w najbardziej kreatywny sposób, jakiego nie powstydziłby się
seryjny morderca. Jest naprawdę ładna. Wyrobiła się. Nic więc dziwnego, że od
jakiegoś czasu zaczęła mi się podobać w inny sposób, niż typowo koleżeński. Nic
jej nie mówiłam i jakoś sama w myślach nie rozgrzebywałam tego faktu. Roksany
na moje nieszczęście nie „ciągnęło” w stronę dziewczyn. Gdyby jednak, to
przeczuwam, iż byłby to całkiem dobry związek, startujący z przyjaźni, a nie z
łóżka. Fakt faktem, jakby coś poszło nie tak, odwróciłaby się ode mnie szybciej,
niż ustawa przewiduje. Tego obawiałabym się najbardziej. Nie ma co gdybać..
Jest jak jest, udało się jakoś przywrócić nieco do normalności nasze relacje.
Być może nie widzę w niej tylko przyjaciółki, ale wierzę głęboko, że umysł może
mi płatać figle z powodu tylko takiego, że jest niczego sobie (względem urody).
Odbija mi, jak widzę piękne kobiety… Oby odbiło i tym razem, wyłącznie z tego
powodu.
Zapukałam.
Wydawało mi się przez chwilę, że zaszłam pod zły adres lub nikogo nie ma w
domu. Postałam jeszcze moment. Słyszałam z klatki czyjeś powolne kroki w stronę drzwi.
Otworzyła. Moim oczom (a nie widziałam jej prawie pół roku!) ukazał się widok (dużo
niższej ode mnie) brunetki. Miała niesamowicie piękne, długie, lekko kręcone
przy końcówkach włosy. Stała w samej koszuli. Zasłaniała jej ledwie koronkowe
majtki. Wierzcie mi, że tak seksownych i zgrabnych nóg nie widziałam chyba u
żadnej dziewczyny. Jej nieziemskie, szarawe oczy, były niesamowicie czerwone od
płaczu i braku snu. Na gładkiej, lekko opalonej i smukłej twarzy, rysowały się
wilgotne stróżki łez.
- Proszę wejdź
– powiedziała cicho. Wystarczyło, że tylko przekroczyłam próg jej domu, a poczułam
wtulające się we mnie ręce. Objęłam ją w talii. To, jak była ubrana i to, jak
stała blisko, niesamowicie mnie poruszyło. Pierwszy raz, od jakiegoś czasu
musiałam obejmować kobietę, wyzbywając się wszelkiej namiętności. Nie wiedziałam
jak mam ją przytulać, by nie wydawało się to dziwne. W końcu lekko
wysunęła się z mego uścisku. Szłam za nią bez słowa, obserwując jak niesamowicie
się porusza. Tak, wiem, że nie jest to najlepszy moment, ale w takiej sytuacji
wzrok staje się najbardziej nieposłusznym układem w ciele. Starałam się za
wszelką cenę oderwać oczy od jej nóg, i tylko lekko zasłoniętego tyłka.
Wymarzony widok, na który ślinił by się każdy facet… no i ja. Był niemalże na
wyciągnięcie ręki. Usiadła na łóżku, ja zrobiłam to samo, zachowując z lekka
pewną odległość. Była wpatrzona w ścianę. Nie wiedziałam tak naprawdę na co mam
się szykować, o co zapytać i czy w ogóle to zrobić. Ba! co jej powiedzieć, o
czym zagadać. Takie sytuacje były mi kompletnie obce. Miałam dziwną mieszankę
uczuć. Było mi jej cholernie żal, a z drugiej strony tak niesamowicie kusiła swą obecnością.
„Nie myśl o tym, błagam nie myśl o tym” mówiłam w duchu, próbując oszukać umysł.
W pewnym momencie przysunęła się bliżej. Czułam jak wali mi serce. Oparła się o
mnie lekko i chwyciła za rękę. Hamowałam wszystkie emocje, starałam się za
wszelką cenę uwiązać je na najgrubszej i najcięższej smyczy. To potworne, kiedy
musisz się powstrzymywać. Całe skupienie przyciąga wyobraźnia, wypełniona toną
fantazji…
- Ostatnio-
zaczęła mówić bardzo nieśmiało i cicho, wybijając mnie nieco z wewnętrznej
batalii emocji. Kątem oka widziałam, jak po jej twarzy ściekała łza za łzą-
byłam u kumpla na domówce. Co ja mówię, u jakiego kumpla- sama zaczęła się
poprawiać. – kompletnie nie znałam gościa. Był miły, zabawny, sympatyczny,
całkiem przystojny. Od razu rozmowa zaczęła się nam kleić. Po prostu było o
czym rozmawiać, rozumiesz?- zapytała, a ja kompletnie zszokowana, tylko kiwnęłam
porozumiewawczo głową. – Zaczął robić drinki.- Przeszedł mnie dreszcz. Chyba wiedziałam,
co chciała mi powiedzieć. – Wypiliśmy kilka, potem otworzył wino…- nie dała
rady dalej mówić. Jej śliczne usta same się zaciskały. – Ja, ja zaczęłam…-
wybuchła takim niepohamowanym płaczem, że jedyne co mogłam zrobić, to podać jej
chusteczki. Wtuliła się mocno w moją szyję. Ten stan trwał jakieś kilka minut.
Nie był mi obojętny. Naprawdę z całej siły starałam się skupić na jej słowach.
Zbliżyła usta do mojego ucha. Byłam w kompletnej kropce. Ona, kobieta, która od
jakiegoś czasu tak diabelnie mi się podobała, była teraz tak blisko, ale nie
dlatego, że coś do mnie czuła. A ja? Ja, jak pieniek musiałam hamować się i maskować
każdą, niewskazaną emocję i chęć, zachowując ostrożność i sztywność w ruchach. W
duchu modliłam się o koniec…
- Erwina, ja
się z nim kurwa przespałam…- wyszeptała bardzo niezrozumiale, zalewając się
kolejna falą płaczu. Zamurowało mnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie chciałam
dać po sobie tego poznać. Przytuliłam ją mocno, zrobiła to samo.
Pieprzone, zakochanie… ile ja bym dała, by w tym momencie było mi to całkowicie neutralne.
- Kochana –
wyszeptałam- Przecież to nie jest zaraz coś złego- sama dziwiłam się sobie, że
to powiedziałam. Jednakże chwila wymagała tego, by jakkolwiek złagodzić
sytuację.
- Jest, ja go
nie znam. Jak można się z kimś przespać, jak się go nie zna! – wykrzyczała przez
łzy. No tak, jak można się z kimś przespać, jak się go nie zna... dzwoniło mi to
w głowie. Skąd ja to znam…- A najgorsze jest to- ciągnęła dalej - że zrobiłam to niemalże 3 tygodnie temu i chyba
jestem w ciąży. Rano… - urwała, wycierając chusteczką policzki i oczy – rano
zrobiłam test. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię, co ja powiem rodzicom?!
Co znajomym?! Co sobie oni o mnie pomyślą? Że jestem jakąś lafiryndą, dającą tu
i tam? –Moje przypuszczenia z początku naszej rozmowy się sprawdziły.
- Nie pomyślą
tak, może to jest jeszcze za wcześnie na testy, uspokój się.
- Nie dam rady
się uspokoić! Pierwszy raz i takie coś?
- Co ja ci
mogę powiedzieć? Wiesz, że cię z tym nie zostawię.- Brzmiało to, jakbym była
zdradzonym facetem, z dzieciakiem chwilowego kochanka mojej żony na głowie.
- Jak ja mam
to komukolwiek powiedzieć? Ja mam szkołę, nie będę przecież chodzić z brzuchem!
- Posłuchaj,
nie krzycz, bo to nic nie da. Lepiej niech tatuś też się nad tym pogłowi.
Gwarantuję ci, że nie zostaniesz z tym sama.
- Błagam cię,
obiecaj mi, że nie zostanę…- jakby chciała, powiedziałaby to i na kolanach.
Nawet jeżeli miałoby być to tylko złudne potwierdzenie dla świętego spokoju.
- Obiecuję.
Naprawdę obiecuję. Uspokój się. – Siłą przyciągnęłam ją do siebie. Była
roztrzęsiona, panikowała tak, że była nie do poznania. W sumie nie mam co się jej
dziwić. Trzymałam ją w mocnym uścisku. Czułam, jak cała drgała. Po
kilkunastu minutach nerwy i emocje wyraźnie jej opadły. Potrzebowała tego.
Każda kobieta tego potrzebuje. Kogoś bezstronnego, kto powie „będzie dobrze”, jak
jest naprawdę (by nie mówić brzydko) beznadziejnie.
- Dziękuję,
jesteś kochana – pożegnała mnie, całując w policzek. Uśmiechnęłam się. Na tyle
było mnie stać w tym momencie.
- Trzymaj się!
Jeżeli coś będzie nie w porządku… dzwoń.- pogłaskałam ją po ramieniu i wyszłam.
Byłam na nią cholernie zła. Nawet nie wiem dlaczego. Przygnębienie po rozmowie
z Roksaną dawało się we znaki. Nagle wszystko wokół zaczęło mnie irytować i
drażnić. W jaki sposób inaczej można opisać uczucie, że osoba, którą cholernie
kochasz (fakt ona o tym nie wie) przespała się z jakimś „miłym gościem” i jest
jeszcze na domiar złego z nim w ciąży. Uderzenie gorsze od ciosu nożem w
plecy.
Przez resztę
dnia nieprzerwanie o tym myślałam. Kochała się z facetem… ostatni gwóźdź do
mojej trumny został wbity. Straciłam teoretycznie całą nadzieję i szansę na to,
że ją kiedyś do siebie przekonam, że może coś by z tego wyszło… „Erwina ogarnij
się ona jest hetero, co z tego, że z facetem, każda musi z tobą?”- walczyłam z
własnymi myślami. Coś musi być w takim razie na rzeczy. „Może ona po prostu
tego chciała, potrzebowała”, „może chce uświadomić sobie, jak dorosła już jest”…
jeżeli tak, to jej się to nie udało.
Wszystko od
momentu rozmowy z nią straciło troszkę, co ja mówię bardziej niż troszkę na
znaczeniu i sensie. Stało się niesamowicie bezpłciowe, nie wiadomo jakie. Nie
dawało mi to spokoju, chyba bardziej niż jej. Nie wspomnę tu o znamienitych
słowach, które drążyły głowę nieprzerwanie i bezlitośnie, odbijając się echem–
„jak można się z kimś przespać, jak się go nie zna”. Dobrze, że nie wiedziała o
moich „akcjach” z kobietami. Byłam z siebie niezwykle zadowolona, że nikt i nic
poza mną o tym pojęcia nie miało. Zapewne patrzyłaby na mnie zupełnie inaczej.
Na szczęście ja zawsze uniknę ciąży. Wydaje się to być pocieszające i zabawne w
świetle jej problemów.
Przez resztę
dnia starałam się nadgonić niedobory snu. Niestety z marnym skutkiem. To
okropne. Kobieta, którą kochasz, w dodatku niesamowicie piękna, nie dość, że
woli mężczyzn to jeszcze odwaliła taką głupotę. Staram się sobie cały czas
tłumaczyć, że jest poza moim zasięgiem, nie ma po co się męczyć, najlepiej i
dla niej i dla mnie zostawić to tak, jak jest. Na etapie przyjaźni. Nie ma
sensu, żadnego sensu starać się i zabiegać o coś, co i tak nie ma żadnej,
absolutnie żadnej perspektywy i nadziei na przyszłość. Gdzie się podziałaś silna wolo i twarde myślenie? Potrzebuje kubła zimnej wody, by znów do niego wrócić. Bądź odporna, wytrzymała i powściągliwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.